Inspiracje Podróże

Szczawnica 2018!

Dzień dobry kochani!

Dziś ze względu na dosyć brzydką pogodę w Irlandii zabiorę Was ze sobą na szybki wypad do Szczawnicy, a już wkrótce małe podsumowanie naszego weselnego mini maratonu 😉 Bądźcie gotowi na sporą dawkę zdjęć 😉

W góry wybraliśmy się z Anią i Błażejem, i dla nas i dla nich była to mała odskocznia od codzienności i możliwość odetchnięcia 🙂

Zdecydowaliśmy, że miejsce wybierzemy w niedziele wieczorem. Pogoda była niepewna, miejsc sporo – trudno było cos postanowić. Koniec końców, zdecydowaliśmy się na Szczawnice, w której Kamil był kilka lat wcześniej.

Wyjechaliśmy w poniedziałek przed południem. Plan był, żeby wstać wcześniej rano i jak najszybciej wyjechać, ale cóż.. My wszyscy jesteśmy dosyć oporni jeżeli chodzi o realizowanie planów 😀

  • Najpierw Jaworzno – czyli miasto, w którym chodziłam do liceum, oraz gdzie mieszka moja rodzina. Naszym celem była lodziarnia – U Lodziarzy, gdzie można zjeść różne, rzadko spotykane smaki, takie jak: czarny kokos czy sorbet gruszkowo-pietruszkowy!! Lody były fantastyczne, polecam każdemu kto ma okazję ich wypróbować.
  • Drugi przystanek – cel obiad. My wszyscy mamy talent do jedzenia! Dlatego nie mogło się obyć przez przerwy obiadowej. Zatrzymaliśmy się w karczmie po drodze do Szczwanicy. Wystrój super, atmosfera również niczego sobie, jedzenie – ok. Było dobre, ale na kolana nie powalało.. Albo to my byliśmy tacy wybredni 😉

Gdy dojechaliśmy do Szczawnicy, zaczęliśmy szukać noclegu. Nie było to najłatwiejsze zadanie. Znaleźć dwa pokoje, na dwie noce, w dobrej cenie, w dobrej lokalizacji – wyzwanie! Na szczęście udało nam się coś znaleźć, ale nie ma co polecać tego miejsca. Pokoje malutkie, wysoka cena. Jedyny plus to lokalizacja i możliwość zaparkowania samochodu. W tym momencie mogę jedynie powiedzieć – starajcie się szukać pokoju z wyprzedzeniem. Czasem może być tak, że uda się znaleźć coś na miejscu, ale jeżeli jedziecie większą grupą, narażacie się na wyższe koszty 🙂

Dzień zakończyliśmy spacerem po Szczawnicy i wizytą w pobliskich karczmach. Staraliśmy się nie kłaść spać za późno, żeby mieć siły na drugi dzień 😉

Dzień drugi rozpoczęliśmy bardzo extremalnie jak na mnie.. Mianowicie, wjechaliśmy kolejką liniową na górę Palenica. Tak dla jasności, mam ogromny lęk wysokości. Kilkominutowa podróż była dla mnie małym wyzwaniem, dlatego cieszyłam się gdy dojechaliśmy na górę. Tam między innymi można skorzystać z różnych atrakcji, takich jak zjeżdżalnia grawitacyjna, bungee dla dzieci. Można odpocząć na leżakach, czy napić się piwa w karczmie. Bilet w dwie strony kosztuje 19 zł, i można go kupić w kasie, bądź online: Palenica.

Po szybkim zjeździe w dół, postanowiliśmy przekąsić coś drobnego i wybrać się na Słowacje. Kamil obiecywał max 2 h spacer, więc czemu nie.

Zaraz po wejściu do Parku Narodowego dochodzimy do granicy, gdzie można zrobić małe zakupy. To właśnie tam napiliśmy się słynnej Kofoli.

Długi, bardzo długi spacer umilały nam widoki. Otaczające lasy, rzeka Dunajec.. To wszystko ciągło się i ciągło. Nasza 2 h trasa zamieniła się w ponad 3 godziny..

Zmęczeni, dotarliśmy do miasteczka Červený kláštor w którym zaczęliśmy poszukiwać miejsca żeby zjeść. Udało nam się znaleźć coś naprawdę dobrego, wszyscy byliśmy zadowoleni. Ja, Ania i Kamil wybraliśmy pierogi, natomiast Błażej zdecydował się na jedno ze słowackich dań 🙂

Niestety pomału nadchodził czas powrotu.. Wiedzieliśmy, że na piechotę zajmie nam to więcej niż podróż na Słowacje, nie było żadnego autobusu. Na szczęście chłopaki wpadli na pomysł wynajęcia rowerów! Na początku nie była super zachwycona tym pomysłem – ostatni raz jeździłam kilka lat temu, ale na koniec podziękowałam im za ten pomysł. Cała podróż skróciła się do 40 min!! Szczęśliwi, dojechaliśmy do Szczawnicy gdzie nie liczyło się już nic oprócz odpoczynku 😀 W końcu zrobiliśmy tego dnia prawie 20 km!

Ostatniego dnia, zjedliśmy śniadanie, wymeldowaliśmy z naszego domku i pojechaliśmy zobaczyć Uzdrowisko w Szczawnicy, gdzie można napić się naturalnej wody leczniczej. Miejsce wygląda pięknie, sporo ludzi się tym interesuje, ale ta woda.. No niestety, woda totalnie nam nie podeszła. Spróbowaliśmy  pięciu dostępnych, i wszystkie były ohydne 😀

Następnie pojechaliśmy na ostatnie małe zakupy i zjeść ostatni obiad w Szczawnicy. Wybraliśmy restauracje, w której kręcone były kiedyś Kuchenne Rewolucje. Miejsce nie ma z tym już nic wspólnego, natomiast jedzenie było bardzo smaczne. Zaraz po obiedzie, ruszyliśmy w drogę powrotną. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych, ale mimo to udało nam się zdążyć na mecz Chorwacja – Anglia 😉

Tak właśnie wyglądał nasz mały wypad w góry. Wykorzystaliśmy go na maxa i totalnie nie żałuje, że wybraliśmy Szczawnice. Jedyne co, to na przyszłość zaczniemy szukać noclegu wcześniej 😉

Dajcie znać czy byliście kiedyś w Pieninach, jakie są Wasze opinie na ten temat! Wybieracie się gdzieś jeszcze na wakacje w tym roku, napiszcie! Chętnie o tym poczytam, może się jakimś miejscem zainspiruje!

P.S. Wybaczcie taką ilość zdjęć jedzenia, ale nie ma co ukrywać – dużo tam jedliśmy 😀

Do następnego,

Eff 😉

You Might Also Like

1 Comment

    Leave a Reply